wtorek, 11 marca 2014

Sycylia


      Wiem, że na samym początku mojej przygody z Blogiem deklarowałam, że nie będę opisywać moich wyjazdów "za chlebem" ale zmieniłam zdanie i chciałam Wam troszkę przybliżyć kulturę i atrakcje miejsc, w których mieszkałam. Dzisiaj napisze troszkę o Sycylii a dokładniej o Santo Stefano di Camastra - miejscowości i gminie w północnym regionie wyspy.
P.S. kobieta zmienną jest...

      Do pracy na tę wyspę wybrałam się z trójką znajomych tuż po maturze i spędziliśmy tam ponad
trzy miesiące. 30 godzin autokarem, kilka godzin czekania na prom, przeprawa i ostatecznie dojazd pociągiem okazały się męką. W Mesynie wysiedliśmy z autokaru wieczorem więc nie dokuczał nam upał natomiast wysiadając z klimatyzowanego, ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, pociągu dostaliśmy 35-cio stopniowym podmuchem powietrza w twarz, o 5 rano!!!!
W  hotelu, w którym mieliśmy załatwiony etat, znaleźliśmy się koło godziny 6 rano a szefostwo zarządziło, że pracę rozpoczniemy od razu czemu sprzeciwiliśmy się na samym początku i dzięki czemu mieliśmy pierwszy i ostatni w ciągu całego pobytu wolny dzień. Pokój mieliśmy wspólny z dwoma piętrowymi łóżkami i łazienką w wyodrębnionym na terenie obiektu budynku dla pracowników. Warunki takie sobie. Mieliśmy zagwarantowany darmowy nocleg oraz wyżywienie i wypłatę rzędu 500E. Nie ukrywam, że nie byłam zachwycona wysokością wynagrodzenia ale biorąc pod uwagę miejsce pracy czyli Sycylię oraz to, że za nocleg oraz posiłki nie musieliśmy płacić to jak na maturzystę nie było tak źle, szczególnie, że było to 9 lat temu. W zasadzie bardziej zależało mi na tym żeby zobaczyć południowe Włochy niż aby przywieźć pieniądze do kraju.

      Sam hotel usytuowany nad brzegiem morza jest bardzo ładny, posiada basen oraz osobny budynek - pizzerię - restaurację, gdzie serwują pyszne jedzenie. Jest też dość drogi. Oczywiście nam nie wolno było korzystać z basenu poza jednym wieczorem, na którym na zakończenie wakacji grał dla nas DJ. Posiłki dla pracowników nie były zbyt urozmaicone ale niektóre przypadły mi do gustu, np. grillowana melanzana (bakłażan), bardzo popularna we Włoszech lub tradycyjna pizza na cienkim cieście z sosem pomidorowym i serem, wypiekana w piecu opalanym drewnem, doprawiona jedynie posiekanymi papryczkami jalapenos w oliwie (już przez samego konsumującego) bez porównania ze spolszczoną wersją tego dania. Risotto frutti di mare i spaghetti pomodoro, pycha!!!
Oczywiście ulubione piwo Peroni :D No i niebiańskie tiramisu con la fragole...(truskawkowe tiramisu) po prostu cudowne...  Włosi jedzą natomiast bardzo niedobrą jajecznicę, wysuszoną kompletnie na wiór. Nie znali takiej jak my jemy dopóki im nie przygotowałam, kucharzowi bardzo smakowała i powiedział, że wcześniej nigdy się z taką nie spotkał...hmm....dziwne...ale jaki komplement, usłyszeć od profesjonalnego kucharza, że przygotowałam coś smacznego - urosłam :D
Nie korzystałam z usług lokalnych restauracji ale zauważyłam, że w każdej można kupić coś co wygląda jak mięsno-warzywna kulka i zdecydowałam się spróbować....wrażenia smakowe - średnie....jak wyglądało tak smakowało tylko, na dodatek marnie doprawione... Poniżej bakłażan z piekarnika - pyszny.




      Wracając do pracy.
Rzucano nas to na pokoje, to na kuchnię, raz byłam kawiarką, raz kelnerką a jeszcze innym razem barmanką. Jednym słowem byliśmy od wszystkiego :) Po sprzątnięciu śniadania i przygotowaniu serwisu do obiadu mieliśmy chwilę dla siebie którą wykorzystywaliśmy na poznanie miasta. Tak samo było między obiadem a kolacją, po kolacji było już niestety późno i wyjścia po godzinie 22 zdarzały się rzadko. Samo miasto tętni życiem własnie po 22 :) Żeby dostać się do centrum musieliśmy pokonać kilkadziesiąt wąskich, kamiennych schodów w górę i nie ukrywam, że było to dość wyczerpujące w tym skwarze i trwało około 25-ciu minut. Po wejściu na szczyt czeka nas niesamowity widok, dla którego warto się wspinać każdego dnia :) i przy okazji tracić mnóstwo kalorii...



     

      Via della Palme czyli promenada z przepięknym widokiem na okoliczne wioski, wzniesienia oraz autostradę biegnącą między nimi. Północny rejon Sycylii słynie głównie z wyrobów ceramicznych w związku z czym pełno tutaj fabryk oraz zakładów produkujących pełny wachlarz gadżetów oraz przyborów kuchennych z tego własnie materiału. Sklepiki z całą gamą ceramicznego asortymentu można tutaj spotkać na każdym kroku, przypominają o zaopatrzeniu się w pamiątkę typową dla tego regionu. Znajduje się tutaj nawet muzeum ceramiki. 

      Samo miasteczko nie jest duże więc warto je obejść pieszo i poznać każdy zakamarek. W jednej z uliczek, w trakcie spacer, napotkałam otwarte szeroko drzwi do kuchni, dodam, ze nie było chodnika a tuż przed drzwiami jeździły samochody, pomieszczenie było całe z kamienia a w środku uśmiechnięta Pani przygotowywała obiad rodzince, pomachała mi a ja z pozytywną energią ruszyłam dalej. Nie minęło 20 minut gdy starsza Włoszka siedząca na krześle przed swoim domem, skrywająca się przed słońcem w cieniu wiszącego nad nią balkonu, zaczęła się mnie o coś wypytywać. Łamaną "włoszczyzną" zaczęłam dukać, chcąc być uprzejmą wysłuchałam o jej rodzinie i pracy, którą zakończyła wiele lat temu, o spokojnym życiu jakie prowadzi w Santo Stefano,poczęstowała mnie lemoniadą i nim się spostrzegłam minęła godzina. Naprzód! Wszędzie kamieniczki, domy z kamienia i? pozamykane sklepy. W końcu sjesta czyli przerwa między 13 a 17 na leniuchowanie i plażowanie. Wszędzie ciasne ulice, gdzieniegdzie dzikie drzewa pomarańczowe i cytrynowe, co jakiś czas figowe czyli te, które dają moje ulubione owoce :) Niestety na drugi dzień z zerwanych fig robiła się dziwna masa więc nie dało się zbierać na zapas. Kilkanaście schodków wyżej mały market z lokalną żywnością - jedyny czynny w tych godzinach. Zaopatruje się więc w zimny napój, jakiś jogurt, bułkę i spaceruję dalej. We wschodniej części miasta kolejny taras widokowy, co prawda mniej atrakcyjny niż ten zachodni ale też niczego sobie. Można tutaj przycupnąć i odetchnąć super czystym powietrzem, nacieszyć oko. Szkoda, że muszę wracać do hotelu...





       Tuz obok Santo Stefano leży wioska Villa Margi, do której pieszo jest dosłownie kawałeczek a która ma zdecydowanie lepszą bo piaszczysta plażę. W trakcie spacerku między domami przy plaży możemy spróbować różnego rodzaju winogron, których też jest tutaj cała masa. W samej Villi niestety nie am niczego ciekawego do zwiedzenia ani obejrzenia. jeśli mamy taką możliwość warto wybrać się do Torremuzy, która jest następną w kolejności na zachód mieściną, tam można wynająć łódkę i w zasadzie wyposażeni w same okulary z rurką do nurkowania podziwiać podwodną florę i faunę zanurzając się niedaleko od brzegu. Trzeba uważać na meduzy bo jest ich tutaj też od groma. Woda jest rewelacyjna - ciepła, czysta i przejrzysta. Nieraz wypływaliśmy motorówką 30 metrów od brzegu tylko po to, żeby urządzić sobie skoki do wody. Przez ponad 70 dni nie trafiliśmy na pochmurny dzień, co też przemawia na korzyść wyspy. Ogromną atrakcją było też oglądanie mini trąb powietrznych formujących się w oddali na morzu. To zjawisko można było podziwiać praktycznie codziennie. 

      Ja odpuściłam sobie zwiedzanie Palermo oraz Cefalu z nadzieją, że kiedyś wrócę w to miejsce.
Polecam osobom, które chcą odpocząć od miejskiego zgiełku, natłoku turystów i tym, którzy nastawieni są na mniej aktywne wakacje. Ceny są takie jak wszędzie, gdzie walutą jest euro. jest tutaj kilka fajnych restauracji i otwierany pod wieczór lokal, w którym jadłam najlepsze lody w życiu. W niektórych pubach pracują lub są właścicielami Polacy :) Te miejsca są otwarte nawet w trakcie sjesty :D

      Sycylia jest niesamowita a miasto w którym pracowałam mega klimatyczne i urokliwe. Niestety nie znalazłam w okolicy noclegów w rozsądnych cenach więc w razie czego trzeba poszukać gdzieś indziej ale najlepiej wzdłuż północnego wybrzeża wtedy bez problemu dostaniemy się koleją do Cefalu czy Palermo. A może następnym razem wybiorę się wgłąb wyspy lub na południe? Zobaczymy, jeśli nadarzy się okazja to dlaczego nie. Nigdy nie zakładam z góry gdzie w tym roku wybiorę się na wakacje, wszystko zależy od ofert dostępnych na rynku. Decyzję podejmuję oczywiście pod wpływem impulsu :) Nie napiszę podsumowania do tego postu ponieważ nie płaciłam za przejazd, nocleg ani wyżywienie, z tego co wyczytałam na różnych stronach wycieczki organizowane na Sycylię nie należą do tanich. Może warto poszukać noclegu na Booking.com ale trzeba brać pod uwagę koszt wynajmu samochodu na miejscu lub podróżowania innym środkiem transportu chyba, że nastawiamy się na wakacje stacjonarne. Można się wybrać samochodem ale należy pamiętać o przeprawie promem oraz o tym, że jest to trasa długości 2200km do samej Mesyny. Ja czekałabym na okazję taniego lotu a potem szukała noclegu na bookingu. Nie zawsze lot z noclegiem można też tak pięknie zgrać. Możliwości jest kilka, zawsze można spakować namiot i jechać sprawdzonym autem z zapasowym kierowcą - to chyba najtańsza opcja a o pogodę nie musimy się martwić :) Są też pola campingowe, przecież sami z takiego korzystaliśmy w Rzymie. 

Tyle na dzisiaj, jeśli przypomną mi się jeszcze jakieś ciekawe fakty to na pewno dopiszę :D


Miłej nocki....
       








   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz