wtorek, 4 marca 2014

Lido di ...


      Na północno wschodnim wybrzeżu Italii większość miejscowości zaczyna się od Lido di... w dosłownym znaczeniu lido oznacza plażę. Naszą wyprawę kończymy w czworo, jednym samochodem. Reszta wojażerów wróciła po Wenecji do Polski. Przypomnę tylko, że poza Rzymem wszystkie  noce przespaliśmy pod chmurką, w namiotach i samochodach. Chociaż w tych ostatnich to w zasadzie w wyjątkowych okolicznościach. Pierwszą nockę w Lido spędziliśmy w polu "czegoś", co jeszcze nie wyrosło przy brzoskwiniach i pomidorkach, kolejną na ścieżce polno-leśnej blisko rekreacyjnego lotniska a pozostałe na parkingu przy plaży. Na tym ostatnim spotkaliśmy nawet Polaków podróżujących w ten sam sposób co my :) Korzystaliśmy z pryszniców przy plaży, niektóre były darmowe, niektórych pilnował w nocy cieć, ale nawet on po miłej rozmowie pozwolił nam z nich skorzystać.

   Sam Adriatyk wywarł na mnie średnie wrażenie. Woda chłodniejsza niż w Śródziemnym i już nie krystalicznie czysta tylko mętna, przypominająca Bałtyk. Większe fale, przez jedną z nich ucierpiały nawet moje plecy... Piasek ma również inny kolor. Upał jednak taki sam :)

Nie trzeba odpływać daleko od plaży, żeby znaleźć się na widocznych na zdjęciu skałkach. Wystarczy zanurzyć lekko głowę żeby zobaczyć tysiące żyjątek w skorupach i bez. na skałkach można się też nieźle przysmażyć :) Tylko uwaga na fale!!!

Miasteczka na wschodnim wybrzeżu są dość ładne ale nic specjalnego. W Lido di Spinna wybraliśmy się na dłuższy spacer. Typowa turystyczna mieścina z dziesiątkami atrakcji dla dzieci. Znaleźliśmy też jedną fajną knajpkę, tam tez zatrzymaliśmy się na dłużej :)


Standardowo pizza i spaghetti. Mały basen pośrodku tworzył fajny klimat i chyba każde z nas miało ochotę do niego wskoczyć.

      Pod koniec wyjazdu liczyliśmy już grosze... Mała butla gazu do gotowania  wystarczyła...uff! Przez ostatnich kilka dni, co wieczór raczyliśmy się winem z "kranu", które można było kupić praktycznie w każdym warzywniaku, wystarczyło mieć ze sobą butelkę :) do tego oranżadka i romantyczny wieczór jak się patrzy. Delektowaliśmy się końcem wakacji... i tanim winem ze spożywczaka.




      Powoli nasza wyprawa dobiegała końca...niestety...

      Nie chciało się wracać... spaleni słońcem, bogatsi o nowe doświadczenia w podróżowaniu wciąż nienasyceni morzem i pięknymi widokami. Ten kraj zaprasza takich turystów jak my... ani razu nikt nie zwrócił nam uwagi, że śpimy "na dziko" lub że gotujemy na gazie w miejscu publicznym takim jak parkowy skwerek z ławkami.. Niczego nam nie skradziono, nikt nie został pokrzywdzony ani urażony zarówno przez tubylców jak i turystów. W każdym zakątku Włoch ludzie byli uprzejmi i weseli, co udzielało się także nam.

      Pakowaliśmy się ok 2h.. Upychaliśmy jak tylko można i daliśmy radę :) Wyszło nam to prawie tak dobrze jak przy załadowywaniu przed wojażami.
















      Maria wpadła na genialny pomysł, żeby między jednym uchwytem nad oknem a drugim rozwiesić sznurek, na którym będzie można suszyć pranie - sprawdziło się! W tym upale suszenie trwało dosłownie kilka godzin. Kreatywność rządzi! Korzystaliśmy z tego patentu przez cały wyjazd.

      Spakowani po dach ruszyliśmy w drogę. Małe zakupy lokalnych produktów i gotowi byliśmy na powrót. Gotowi ale niezbyt szczęśliwi. Czy jeszcze wyruszymy kiedyś w taką trasę? w tym samym składzie? Każdy się nad tym zastanawiał. Drobne sprzeczki i niedopowiedzenia przestały mieć znaczenie. Przygoda życia! Tak nazywam te wakacje ja... Nie wiem jak reszta, chociaż po latach nadal słyszę od niektórych, że to były najlepsze wakacje ever. Nie mogłabym sobie wymarzyć bardziej kreatywnej i pozytywnej ekipy wypadowej. także zdrowie za ten wyjazd i za tę grupę podróżników - amatorów.

      Wracaliśmy przez Austrię za dnia w związku z czym mogliśmy podziwiać piękne krajobrazy.
Im bardziej oddalaliśmy się od Włoch tym większa nostalgia nas dopadała. Szara rzeczywistość już dawała o sobie znać....chociażby sms-em z przekroczeniem każdej kolejnej granicy. Do pracy! Do szkoły! Do codzienności...




     Mam nadzieje, że każde z Was to przeczyta jeśli nie dziś to za rok....lub dziesięć lat - nieistotne, i wspomni sobie z uśmiechem na twarzy pozytywnie zakręcony wyjazd, życzę każdemu takich przeżyć!!!




SALUTE !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz